Już tylko pobiec
Wpis pierwotnie opublikowany był na nieistniejącym już blogu: stworzonybybiec.blog.pl
Przygotowania zostały zakończone, pozostało już tylko przebiec ten maraton. Muszę przyznać, że jestem podekscytowany. Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie mogę się doczekać, żeby to pobiec i sprawdzić się, zobaczyć na ile mnie stać i czy treningi były skuteczne. Drugi powód jest taki, że już chcę mieć to za sobą, chcę już otworzyć się na nowe pomysły, no i zdjąć z siebie rygor przygotowań.
No dobra, rygor to mocne słowo. Ot, dużo biegałem i czasami odmawiałem sobie piweczka. Nie jakoś krytycznie, bo w Belgradzie piłem piwko codziennie, a wcześniej średnio raz na tydzień. To w zasadzie nie ma wielkiego znaczenia, nie wydaje mi się, żeby piwko wpływało na efektywność treningu. Co najwyżej spowalnia chudnięcie, ale i tak jestem zadowolony z rezultatu – obecnie waże 76,7kg. Trochę brakuje do zakładanych 75kg, ale tak naprawdę była to zupełnie wydumana liczba, więc nie należy się spinać.
Bardziej chciałbym jednak odzyskać swobodę w planowaniu wolnego czasu. Żebym mógł pójść pograć w piłkę jeżeli mam na to ochotę (dotychczas już kilka razy odpuściłem). Żebym nie musiał planować tygodnia naprzód i godzić wszystko z bieganiem. W ostatnią sobotę kupiliśmy sobie z Żoną narty biegowe, już nie mogę się doczekać, aż będę mógł je wypróbować. Inny pomysł dotyczy hokeja, mam plan zapisać się do cernowego hockey clubu i pobawić się tym trochę oraz podszkolić jazdę. Nic tak w końcu nie uczy jazdy jak gra.
Pomysły więc są, trzeba jedynie zamknąć dotychczasowe sprawy i trzeba to zrobić z pompą. Na niedzielę planuję więc biegowe święto, a zarazem okazję, żeby pożegnać się z maratonami na trochę dłużej. Naprawdę nie wiem dlaczego zdecydowałem się to pobiec, ale muszę przyznać, że choć lubię biegać, to przygotowania do maratonu wcale nie są specjalnie przyjemne. Nie widzę też w tym specjalnego sensu. Już bym wolał ćwiczyć na średnie dystanse, chyba mam do tego większe predyspozycje i więcej radości by mi to dało.
Tak czy siak, w tym tygodniu już luz. Wczoraj była sauna. Dzisiaj idę pokopać trochę w piłkę, nazwijmy to substytutem biegania rytmów. W środę luz, a w czwartek może zrobię coś na rozruszanie, powiedzmy 2.5 km w tempie około 4min/km żeby trochę się bujnąć. I tyle, nie ma co wariować. Jem kluchy do końca tygodnia, a w niedzielę dzida!