Słodko-gorzkie 2. miejsce w Bernex
Cały kwiecień ciężko trenowałem. Praktycznie cały czas na granicy wytrzymałości. Zmagałem się z przemęczeniem i różnymi przeciążeniami, ale udało mi się przy tym wykonać wszystkie jednostki treningowe, mimo że bardzo wymagające. Wczorajszy start przyjmowałem z ulgą, bo dawał nadzieję na zluzowanie treningu i złapanie świeżości. Tak to przynajmniej wyglądało w planie treningowym. Biorąc pod uwagę szybkości na jakie ostatnio wchodzę na treningach, spodziewałem się, że pobiegnę w tempie 3:10min/km lub nawet szybciej.
Kilka słów o samym biegu. Bernex, najbardziej zachodnie rubieże Szwajcarii. Niewielka miejscowość, malownicze położona, z fajnym widokiem na okoliczne góry i winnice. W programie 4 i 10 km. 10 km cieszyło się dużo większą frekwencją. Z jakiegoś powodu ludzie bardziej się garną do dłuższych biegów. Ja wybrałem 4km bo lepiej mi to pasuje w planie treningowych. Trasa trudna i raczej nie w moim typie: pętla 2km, najpierw 1km pod górę a potem 1km z góry. W zeszłym roku też biegłem w tym biegu i zająłem wówczas 3. miejsce z czasem 12:56. Byłem wtedy bardzo zadowolony z czasu i miejsca, tym bardziej, że musiałem mocno popracować żeby wedrzeć się na podium.
Wczoraj osiągnąłem wyraźny postęp, bo zająłem 2. miejsce, z czasem 12:55. Jedna sekunda szybciej niż rok temu. Jedna sekunda. No nie tego się spodziewałem.
Bieg zupełnie bez historii. Frekwencja bardzo słaba. Tuż po starcie jeden biegacz ruszył bardzo mocno, a ja za nim, chociaż zauważalnie wolniej, bo nie chciałem się zajechać na długim podbiegu. Powiedzmy, że kontrolowałem dzielący nas dystans i na szczycie górki głeboko wierzyłem, że odrobię na zbiegu tych 50m. Nie odrobiłem, na półmetku wciąż miałem stratę, może nawet 100m. Potem jeszcze raz podbieg, na którym zwycięzca zupełnie mi uciekł, a za mną też nikogo nie było. Rok temu robiąc podbieg po raz drugi walczyłem o 3. miejsce i pamiętam, że uda mi wtedy płonęły z bólu. Wczoraj po prostu czułem duże zmęczenie, ale nie miałem motywacji, żeby iść w trupa. Dopiero na szczycie górki przyspieszyłem, zacząłem walczyć o jak najlepszy czas. Przyspieszyłem, ale nie był to tak szaleńczy bieg jak chociażby w Presinge, gdzie ostatni km nabiegałem w 2:55. Jakoś podświadomie miałem wrażenie, że i tak biegnę szybko i że i tak wpadnę na metę z czasem ok. 12:40. Tyle mniej więcej było na zegarze gdy zaczynałem ostatnią prostą. Dobrze, że chociaż trochę przyspieszyłem na finiszu i mam tę jedną sekundę progresu.
[activity id=1538806916 markers=true]
Na mecie gorzki smak rozczarowania. Nie tego się spodziewałem. Niby nie powinienem być zaskoczony, biorąc pod uwagę, że w ostatnim tygodniu kilka razy poszedłem pograć w piłkę, zamiast odpoczywać. Tyle, że to nie pierwszy raz kiedy robię coś głupiego tuż przed zawodami, a pierwszy raz zostałem skarcony. Naprawdę, zdarzało mi się całą noc pić i imprezować, a następnego dnia pobiec elegancko na zawodach. Cóż, może poziom do którego aspiruję już nie wybacza takich błędów. Trzeba też oddać prawdę, że tempo 3:14 nadal jest szybkie i że obiektywnie rzecz biorąc nie ma wstydu. To moje oczekiwania wzrosły i to one są źródłem goryczy.
Ale jest też w tym słodycz. Zająłem 2. miejsce i poprawiłem czas z zeszłego roku. Uporałem się z przeciążeniami, czuję się dużo luźniej i dużo bardziej świeżo. Odebrałem lekcję na mało ważnych zawodach i mam szansę nie powtórzyć tych błędów przed startem docelowym. Jestem młody, zdrowy i silny, mogę biegać i ścigać się z lepszymi ode mnie. Sezon jest jeszcze długi, wciąż mam szansę pobiec na miarę swoich oczekiwań.