![](http://fizykbiega.pl/wp-content/uploads/2019/12/115601-BNW19-19980-10-000101-bnw19_01_pkl_20191111_112852_wide_edited-1038x576.jpg)
Życióweczka: 10km
Sezon zamknąłem Biegiem Niepodległości w Warszawie na 10km. Nie trenuję pod ten dystans, więc moje oczekiwania też nie były specjalnie wygórowane. Czułem się za to silny, czułem że życióweczka pęknie (zeszłoroczna to 32:49), pozostawało tylko dopełnić formalności. Tak naprawdę konkretny wynik miał dla mnie drugorzędne znaczenie, ja przede wszystkim chciałem dać z siebie wszystko i niczego nie żałować. Dla skupienia uwagi podjąłem się jednak próby złamania 32 minut.
32 minuty oznacza bieg tempem 3:12 min/km. Obecnie, przy wyścigu na 5km jest to tempo wręcz dziecinnie komfortowe. Przecież już kilka miesięcy temu robiłem na treningu 6km po 3:14 min/km, w pełni kontrolując sytuację i dokładając jeszcze na koniec 3x400m po 64s. Trener studził jednak mój entuzjazm. Jego zdaniem 32 minuty były oczywiście w zasięgu, ale musiałbym je wyszarpać i do tego liczyć jeszcze na sprzyjające okoliczności. Doradzał podłączenie się do grupy biegnącej na podobny czas i trzymanie jej bez względu na wszystko.
![](http://fizykbiega.pl/wp-content/uploads/2019/12/115601-BNW19-19980-10-000101-bnw19_01_pbr_20191109_112244-1024x683.jpg)
Grupy owszem, były: jedna na 31:00, druga na 32:30. Wśród blisko 20 tys. biegaczy nie znalazł się nikt kto chciałby, tak jak ja, pobiec 32:00. Cóż, samotność długodystansowca. Byłem jednak tak zmotywowany, tak napakowany pewnością siebie, że bez cienia wątpliwości podjąłem się samotnej walki. Przez chwilę kusiło mnie nawet podciągnięcie do grupy na 31:00, ale niechybnie skończyłoby się to nagłą śmiercią zaraz za półmetkiem wyścigu. Postanowiłem zostać na swoim miejscu.
![](http://fizykbiega.pl/wp-content/uploads/2019/12/115601-BNW19-19980-10-000101-bnw19_01_mz_20191112_112850_2-683x1024.jpg)
Biegłem więc przed siebie, samotnie opierając się podmuchom wiatru i regularnie kontrolując tempo biegu. Półmetek osiągnąłem z czasem 16:11, zaledwie sekundę gorzej niż planowałem. Dobrze! Czułem się dobrze, rosła we mnie wiara w powodzenie. Niestety, zbytnio mnie to rozluźniło, straciłem czujność i w efekcie nie udało mi się zapanować nad chwilowym kryzysem który przyszedł zaraz za nawrotką. Na następnych dwóch kilometrach straciłem jakieś 10-15s. Szkoda, że nie miałem w tamtym momencie obok siebie nikogo kto pomógłby mi przezwyciężyć kryzys.
Z czasem czułem coraz większe zmęczenie, oddech stawał się coraz bardziej rwany, a ja zdawałem sobie sprawę, że złamanie 32min jest już praktycznie nierealne. Mimo wszystko zebrałem się jeszcze w sobie i podkręciłem tempo biegu. To był ostatni wyścig sezonu, trzeba iść w trupa. Słyszałem też zbliżający się pościg z grupy na 32:30, ale nie oglądałem się za siebie. Tego dnia nie zamierzałem dać się komukolwiek wyprzedzić.
![](http://fizykbiega.pl/wp-content/uploads/2019/12/115601-BNW19-19980-10-000101-bnw19_02_srv_20191111_124034-1024x683.jpg)
Atak na mnie rozpoczął się na ok. 1km przed metą. Choć okrutnie zmęczony, to cieszyłem się że wreszcie to ktoś inny nadaje tempo, a ja jedynie do niego równam. Wytrzymałem ten atak, a po kilkuset metrach skontrowałem i jeszcze przyspieszyłem, zostawiając mojego rywala za plecami. Charczałem jak padająca klacz i zdawało mi się, że oddech wcale nie przynosi tlenu. Zakręciło mi się w głowie, przez chwilę pomyślałem że zemdleję. Przyjąłbym to nawet z ulgą jako kres wysiłku, bo zwolnić nie miałem zamiaru. Na jakieś 200m przed metą jeszcze pomyślałem, że tyle to można spokojnie pobiec na beztlenie i jeszcze przyspieszyłem ostatecznie odpierając atak grupy pościgowej. Na metę wpadłem z czasem 32:22, moją nową życiówką na 10km.
![](http://fizykbiega.pl/wp-content/uploads/2019/12/115601-BNW19-19980-10-000101-bnw19_02_mkz_20191111_114702_1-1024x683.jpg)
Ostatni kilometr zrobiłem poniżej 3min, zgodnie z przyjętą przed wyścigiem taktyką. 8 na 10 przebiegniętych kilometrów zrobiłem z grubsza zgodnie z planem, a złamanie 32min uciekło mi podczas dwóch kilometrów zaraz za nawrotem. Cóż, trzeba być czujnym, nie można sobie pozwolić nawet na chwilę dekoncentracji.
Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłem tam zmęczony po biegu. W tym sezonie zdarzały mi się biegi po których pozostawał niedosyt, wrażenie że nie dałem z siebie wszystkiego. Umiejętność otwierania się na ból jest niezbędna do pokonywania kolejnych barier i cieszę się, że tym razem mi się to udało. Sezon zamykam z fajnymi wynikami i z poczuciem dobrze wykonanej pracy.