W 2020 od biegania nie oczekuję niczego
Dokładnie rok temu opublikowałem na blogu wpis, w którym wprost twierdziłem, że w 2019 roku będę mocny. Tak też było w rzeczywistości. Byłem mocny na treningach i potwierdziłem to wynikami z zawodów.
Tego typu deklaracje łatwo się składa, a w przypadku ich spełnienia można ogłosić łatwy triumf. Ja jednak dokładnie pamiętam ówczesny stan mojej duszy, moją determinację. Wiedziałem wtedy, że zwyczajne codzienne problemy nie są w stanie mnie powstrzymać.
A wcale nie było łatwo biorąc pod uwagę moją życiową sytuację. Dwójka małych dzieci, konieczność zmiany kraju, koordynowanie remontem mieszkania na odległość, wreszcie przeciągające się bezrobocie i niepewność przyszłości. Rok 2019 był naprawdę wymagający, niewątpliwie najtrudniejszy w moim życiu. Tym bardziej cieszę się, że wszystko kończy się dobrze, nawet bardzo dobrze.
W bieganiu najważniejsze są upór i konsekwencja. To nie sztuka nabiegać trening życia gdy noga podaje. Sztuką jest wyjść na trening gdy wszystko jest na nie, brak motywacji, brak sił, chujowa pogoda i obolałe mięśnie. Siedząc w domu z dwójką dzieci rzadko można zdecydować o porze wyjścia na trening. Przeciwnie, trzeba być czujnym, wyczekiwać drzemek, spacerków z dziadkami albo dobrego nastroju dzieci. Negocjować z małżonką i zbierać bonusowe punkty, żeby potem wymienić je na trening. A czasami po prostu załadować dziecko do wózka i biegać z wózkiem. Osiągnąłem taki poziom przystosowania, że w każdej sytuacji jestem gotowy do treningu. Nieważne czy leje deszcz, czy jestem głodny, czy przeciwnie tuż po obiedzie. Zmęczony, niewyspany albo czymś zajęty. Pojawia się możliwość treningu to idę, drugiej może nie być.
Nie zawsze jednak udawało się zrobić trening w ciągu dnia. Najtrudniejsze były treningi robione późnym wieczorem, dopiero po położeniu dzieci spać. A z tych treningów był jeszcze niższy krąg piekieł, treningi robione po tym jak zdarzyło mi się przysnąć przy usypianiu dzieci. Obudzić się sztywnym i zziębniętym i znaleźć w sobie siłę, żeby tuż przed północą wyjść na trening w deszczu. W ogniu hartuje się stal.
Zaprowadziło mnie to do miejsca w którym jestem dzisiaj. Ogromnej satysfakcji z osiągniętego poziomu biegowego i z mojego hartu ducha. Zasadniczo już teraz czuję się spełniony biegowo. Moim celem było znaleźć się w czołówce biegaczy amatorów, żeby rywalizować z nimi na równych prawach i cel ten został osiągnięty.
Jednocześnie, jestem świadomy że dalszy rozwój będzie bardzo trudny, może nawet niemożliwy do osiągnięcia przy mojej sytuacji życiowej. Nie chciałbym poświęcać na trening więcej niż godzinę dziennie, a już teraz jest to mocno naciągane, biorąc pod uwagę dodatkowe czynności okołobiegowe jak rozciąganie, rolowanie i wizyty u fizjo. Chciałbym, żeby bieganie pozostało dodatkiem do życia, a nie życie dodatkiem do biegania.
Dlatego właśnie postanowiłem nie stawiać sobie żadnych wymagań na nadchodzący rok. Jestem przekonany, że dalej będę trenował, podobnie ciężko jak dotychczas. Lubię biegać i nie chciałbym z tego rezygnować. Dodatkowo, biegając poznaję wielu fantastycznych ludzi zarażonych podobną pasją, ale też mających w sobie dużo ciekawego na zwykłym, ludzkim poziomie. Konkretne wyniki nie mają już dla mnie większego znaczenia, chciałbym zwyczajnie cieszyć się tym co robię. Zobaczymy dokąd zaprowadzi mnie takie podejście. 🙂
Na koniec jeszcze skrótowe podsumowanie najważniejszych biegów:
– 03.05.19: 5km w 15:35, ulica, 2. miejsce w Biegu Konstytucji, Warszawa
– 31.05.19: 5km w 15:27, tartan, 8. miejsce w memoriale Rosłona, Piaseczno
– 09.06.19: 1mila w 4:25,54, tartan, 2. miejsce w Amatorskich Mistrzostwach Polski, Warszawa
– 07.07.19: 1500m w 4:07,51, tartan, 6. miejsce, Kutno
– 13.10.19: 5km w 15:19, ulica, 2. miejsce w Biegu z Radością, Warszawa
– 11.11.19: 10km w 32:22, ulica, 12. miejsce w Biegu Niepodległości, Warszawa
W 2019r. przebiegłem łącznie ok. 3400km, o prawie 1000km więcej niż w 2018r.