Zmarnowana szansa
Tydzień temu wystartowałem po raz pierwszy w życiu na Mistrzostwach Polski w biegach przełajowych. Zająłem 25. miejsce w biegu na 4km oraz 4. miejsce z drużyną Piekielni Warszawa. Piotrek i Filip spisali się znakomicie, zajęli odpowiednio 4. i 11. miejsce indywidualnie. Ja niestety nie dowiozłem wyniku, a było bardzo blisko. Hipotetycznie zabrakło mi 13s do srebra i 20s do złota w drużynówce. Co ciekawe, przy tej konfiguracji wyników, mój wynik nie mógł zapewnić brązu. W drużynie był jeszcze z nami nowy nabytek Piekielnych, Mateusz, który pobiegł zupełnie przyzwoicie jak na triathlonistę.
Czy jest mi przykro? O jeszcze jak. Czy mogłem to lepiej pobiec? Trudno powiedzieć. Bezpośrednio po biegu byłem kompletnie wykończony, bardzo długo wisiałem na płocie z trudem łapiąc oddech. Ten bieg bardzo mnie zmęczył, bardzo mocno walczyłem, wyłożyłem wszystko co miałem. Jednak analizując ten bieg na spokojnie, nabieram obaw czy nie zacząłem za mocno. Cały tydzień przed mistrzostwami kreśliłem sobie taktykę biegu i przestrzegałem samego siebie przed takim błędem. Planowałem zacząć spokojnie, ale ostatecznie tak bardzo popracowałem nad automotywacją, że oszukałem sam siebie i uwierzyłem że nie muszę się obawiać i mam szansę pobiec mocno. Nawet podczas biegu dalej w to wierzyłem. Co więcej, gdy na drugim kole wyprzedzał mnie Filip, to ja słuchając jego oddechu bardziej martwiłem się o niego, bo sam dalej czułem się mocny. Dopiero na trzecim kole zaczęła się walka o życie. Inna sprawa, że prawie wszyscy zaczęli za mocno, już na samym początku byłem gdzieś na pograniczu drugiej i trzeciej dziesiątki i przez to niełatwo mi było realnie ocenić tempo. Tym bardziej że trasa była trudna, błotnista, z dużymi przewyższeniami.
Nie mam więc do siebie pretensji za sam bieg. Nawet jeżeli nie było idealnie to nie było też tragicznie. Trudno powiedzieć czy jakakolwiek inna taktyka cokolwiek by zmieniła, nie ma sensu więcej nad tym gdybać. Bardziej jest mi przykro, że nie udało mi się przygotować formy na ten start, choć taki był przecież mój cel. Pod koniec czerwca potwierdziłem swoją wysoką formę super życiówką na 1500m i praktycznie natychmiast postanowiłem że mój następny cel to MP w biegach przełajowych na koniec listopada. Mając tak dużo czasu na przygotowania pozwoliłem sobie na spore rozluźnienie treningu, a do biegania miałem wrócić od połowy lipca. Cóż, nie wróciłem, ponad dwa tygodnie straciłem na mocnym przeziębieniu. Te przeziębienia się potem mnie trzymały i powodowały kolejne przerwy: 5 dni w sierpniu i ponad tydzień w październiku. Do tego niewymuszone błędy: niepotrzebne bieganie bieżni jeszcze na koniec września, przez co przez tydzień byłem potłuczony i niezdatny do normalnego treningu (człapałem po 5min/km i to był mój max) oraz sytuacje niejednoznacznie jak wyjazd do Szwajcarii na początku września gdzie w 2 dni zrobiłem 300km na rowerze, choć na codzień na rowerze nie jeżdżę. Usprawiedliwię się tylko że widoczki zapierały dech w piersiach oraz spędziłem ten czas w świetnym towarzystwie. No ale w bieganiu na pewno mi to nie pomogło.
Jak widać, to nie jest tak że nie chciałem się przygotować, raczej niekorzystnie się to wszystko ułożyło. Trening był rwany i nie budował mnie tak jak powinien, a na każdy krok naprzód przypadał conajmniej jeden krok wstecz, finalnie prowadząc do znaczącego regresu formy. Dowiedziałem się też że nie jestem nietykalny i moje frywolne podejście do biegania w końcu zostało ukarane. Moi profesjonalni koledzy-biegacze mogą odetchnąć z ulgą, mają potwierdzenie że na pewnym poziomie nie da się robić mocnych wyników i kiepsko się prowadzić, a dla mnie to cenna lekcja.
Swoją drogą to jakaś kpina że biegacz taki jak ja był tak blisko medalu PZLA Mistrzostw Polski. Tym razem się jeszcze upiekło, ale radzę wszystkim poważnie trenującym biegaczom wziąć się ostro za trening, bo następnym razem może być wstyd na całą Polskę xD. Jestem zdeterminowany, żeby kolejnej takiej okazji nie zmarnować i zamierzam do tego mocno potrenować. A czy się uda to czas pokaże.
Jest mi przykro, ale to tyle, nie jestem załamany. Pomijając przeziębienia, myślę że niewiele był zmienił w ostatnich sześciu miesiącach. Robiłem fajne rzeczy, cieszę się że z nich nie zrezygnowałem. Sam wyjazd do Tomaszowa Lubelskiego na MP też był super, bardzo miło spędzony czas z kolegami z Piekielnych, zwiedzanie Zamościa, start na zawodach i związane z tym emocje. Ja często żartuję, ale gdy mówię że najbardziej liczą się dla mnie emocje, to robię to jak najbardziej serio. Nie wiem czy jest taki medal, który mógłby zrekompensować mi brak emocji w życiu.
Autorem drużynowego zdjęcia w tytule tekstu jest Ewa Świerczewska (facebook, insta).
One thought on “Zmarnowana szansa”