Wyższy poziom

Wyższy poziom

Mając 18 lat wygrałem bieg na 1500m na mistrzostwach Łodzi szkół średnich z czasem 4:16. Lekkomyślnie, pełen młodzieńczej fantazji, zacząłem wówczas deklarować, że biorę się za trening i już wkrótce złamię 4min na 1500m. Ostatecznie potrzebowałem aż 14 lat żeby tego dokonać.

Tak biegałem w liceum. 4:16 bez treningu na bieżni to całkiem nieźle.

3:56,53 przenosi mnie na zupełnie inny poziom. Zupełnie nagle, w mniej niż 4 min, z ambitnego, ale nieco pogubionego amatora stałem się biegaczem pełną gębą. To jest wynik nieosiągalny dla większości ludzi, wymagjący pracy, talentu, poświęcenia i zaangażowania. Oczywiście to nie jest nawet krajowa czołówka, wciąż zaledwie druga klasa sportowa, wynik przeciętny wśród wyczynowych biegaczy, ale tym wynikiem zrywam mentalny kontrakt z klasą amatorską i przenoszę się na wyższy poziom.

Nabiegałem to na zwyczajnym mitingu na warszawskim AWF, w ostatnim starcie mijającego sezonu wiosennego. Po przeciętnym, covidowym roku 2020 i solidnej, ale też raczej przeciętnej wiośnie 2021, nie dawałem sobie nadziei na taki strzał. Przeciągnięcie sezonu o kolejne dwa tygodnie przychodziło mi z trudem, nie widziałem wielkiego sensu w podejmowaniu kolejnej próby złamania 4min na 1500m. Wielokrotnie byłem już blisko, ale wciąż brakowało mi nieco ponad sekundę. Wiedziałem, że w końcu mi się uda, sportowo byłem na to gotowy, ale też myślę że zwyczajnie bałem się kolejnego niepowodzenia. Do biegu przystępowałem więc trochę zrezygnowany i niepewny. Początek lata to też zwyczajowo problem z wagą startową, obecnie ważę ok. 2kg więcej niż we wrześniu 2020 kiedy nabiegałem 4:01,50.

Nawet lubię to moje hobby, jeszcze na rozgrzewce zachwycałem się zachodem słońca i wysoko latającym oszczepem. Potem już mało co widziałem.

Na szczęście udało mi się odpowiednio przygotować do biegu, znaleźć odpowiedni poziom koncentracji i wszystko dokładnie zaplanować. Sam bieg odbył się pod pełną kontrolą, wszystko potoczyło się dokładnie tak jak sobie to w głowie rozpisałem. 400m w 63s, 800m w 2:07, 1100m w 2:56. A dalej dzwoneczek i ogień. Nie korzystałem specjalnie ze wsparcia grupy, nie kleiłem ich ściśle, raczej biegłem swoje, ale oczywiście przyjemnie było biec w otoczeniu innych osób, nawet przy kilkumetrowej stracie. Dopiero na ostatnim kole chęć rywalizacji pchnęła mnie do jeszcze szybszego biegu, a na ostatnich 200m, będąc już na pierwszym miejscu, walczyłem z całych sił żeby to utrzymać. Tym bardziej jestem zaskoczony, że w takim spokojnym biegu nabiegałem tak dobry czas. Aż boję się pomyśleć co będzie gdy trafi mi się bieg życia.

Analizując na spokojnie sezon wiosenny muszę pochwalić kunszt mojego trenera. Równo miesiąc temu na AMPach nabiegałem 4:01,32 na 1500m i 1:59,82 na 800m. Trener słusznie zauważył, że nie mam problemu z utrzymaniem tempa startowego pod 1500m, ale brakuje mi ognia, nagłego zrywu, żeby w decydującym momencie podkręcić tempo biegu. Ostatni jakościowy trening, 600-400-200 metrów w 95-56-26s wypełnił tę lukę i pomógł mi poczuć się swobodnie przy biegu na wysokich prędkościach. 200m w 26s to nie tylko siła i dynamika, ale też trochę inny rytm biegu. Zapoznałem się z nim na treningu, a potem bezbłędnie wykorzystałem na ostatnich 200tu metrach wyścigu.

Ostatnie metry, idę jak zły.

Ten wynik to przede wszystkim ogromna zmiana jakościowa w moim myśleniu o bieganiu. Po przeciągającym się okresie stagnacji znów mam w sobie wiarę że mogę jeszcze nabiegać dobre wyniki. I bardzo mi się to podoba! Zobaczymy dokąd mnie to zaprowadzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *