Pierwszy jesienny sprawdzian zaliczony na 4-
Dzieci wróciły do szkół, studenci szykują się do sesji poprawkowej, a ja mam już za sobą pierwszy jesienny sprawdzian biegowy. Zaliczony na 4-, tak na zachętę.
Już trzeci rok z rzędu wystartowałem w Satigny w zawodach na dystansie 7.2km. Satigny to niewielkie miasteczko położone na zachodnich rubieżach Szwajcari, tuż obok CERNu. Znane chyba wyłącznie z produkcji całkiem dobrego wina i ładnych krajobrazów. Trasa biegu prowadziła z resztą między winnicami, stąd liczne przewyższenia i mocno przełajowy charakter.
Bieg ukończyłem na drugim miejscu, z czasem 24:21. W tym roku meta została trochę przesunięta, na oko o jakieś 150-200m. Po przeskalowaniu dystansu wychodzi, że poprawiłem sie o ok. 30s w stosunku do ubiegłego roku. To całkiem nieźle, ok. 5s/km szybciej. Nie jest to może skokowa poprawa, ale dosyć rozsądny progres. Ciekawe jest z resztą, że rok temu również poprawiłem się o 30s w porównaniu z czasem z przed dwóch lat. Postęp jest więc stabilny, wcale bym się nie obraził gdyby taki trend się utrzymał 🙂
Początkowo chciałem dać sobie 3+ za ten bieg, z dwóch powodów. Po pierwsze słabo go rozegrałem. Byłem bardzo skupiony na starcie, żeby pobiec mądrze, przyczaić się i zaatakować, a niezbyt mi to wyszło. Taktyczne rozgrywanie było z resztą mocno ograniczone, bo rywale byli znacznie słabsi niż rok i dwa lata temu. Było kilku biegaczy którzy wyglądali mocno, ale zaczęli słabo, oraz dwóch którzy wyglądali słabo, a zaczęli mocno. Zacząłem więc zachowawczo, pozwoliłem uciec prowadzącej dwójce i patrzyłem na rozwój wypadków. Po 1.5km zorientowałem się, że jeden z prowadzącej dwójki wcale nie ma zamiaru osłabnąć i ruszyłem mocniej w pogoń za nim, zostawiając całą resztę za plecami. Potem aż do mety już nic się nie wydarzyło. Moja strata to prowadzącego z początku była stała, a pod koniec zaczęła się nawet powiększać. Za mną zaś nie działo się nic. Kolejny samotny bieg, straszne nudy.
[activity id=1811390322 markers=true]
Drugi powód przeciętnej oceny to samopoczucie. Biegło mi się ciężko, bez polotu, bez świeżości. Czułem jak walczę o każdy krok, szarpię się siłowo i nie jestem w stanie wznieść się ponad biegową ścieżkę. Zdarzały mi się w życiu biegi kiedy czułem się jakbym frunął, zaledwie muskał stopami podłoże. Ale to nie był taki bieg. Kiedy wreszcie poczułem się lepiej i udało mi się ruszyć trochę szybciej, to zaczął się 6. km, w całości pod górę. Skutecznie odebrał mi ochotę na dalsze bieganie.
Ostatecznie postanowiłem jednak podnieść ocenę do 4-. Po pierwszę na zachętę, a po drugie bo dowiedziałem się, że zwycięzca jest jednym z najlepszych biegaczy w okolicy, zwycięzcą tegorocznego Tour de Canton. Szkoda mi tylko, że dałem mu uciec i nie zabrałem się z nim od początku. Pewnie i tak bym go nie pokonał, ale też nie sprzedałbym tanio skóry. No nic, może następnym razem.
Na szczęście wkrótce kolejne biegowe sprawdziany, z czego najważniejszy 22 września na 5km. W zeszłym roku nabiegałem tam najlepszy wynik sezonu, dopiero tam dowiem się więc ile dał mi tegoroczny trening. Czuję się mocny, nigdy w życiu nie byłem tak dobry biegowo, ale trzeba to przekuć na wyniki. Już nie mogę się doczekać.