Customize Consent Preferences

We use cookies to help you navigate efficiently and perform certain functions. You will find detailed information about all cookies under each consent category below.

The cookies that are categorized as "Necessary" are stored on your browser as they are essential for enabling the basic functionalities of the site. ... 

Always Active

Necessary cookies are required to enable the basic features of this site, such as providing secure log-in or adjusting your consent preferences. These cookies do not store any personally identifiable data.

No cookies to display.

Functional cookies help perform certain functionalities like sharing the content of the website on social media platforms, collecting feedback, and other third-party features.

No cookies to display.

Analytical cookies are used to understand how visitors interact with the website. These cookies help provide information on metrics such as the number of visitors, bounce rate, traffic source, etc.

No cookies to display.

Performance cookies are used to understand and analyze the key performance indexes of the website which helps in delivering a better user experience for the visitors.

No cookies to display.

Advertisement cookies are used to provide visitors with customized advertisements based on the pages you visited previously and to analyze the effectiveness of the ad campaigns.

No cookies to display.

Zakończenie sezonu

Zakończenie sezonu

Mój tegoroczny sezon biegowy dotarł do szczęśliwego końca, od tygodnia jestem na roztrenowaniu. Wciąż nie mogę oswoić się z uczuciem, że nie mam żadnych treningów do zrobienia. Nie to, żebym się nudził, narodziny drugiego dziecka i wszystkie sprawy z tym związane dostarczają mi aż nadto rozrywek. Roztrenowanie jest mi więc potrzebne, żeby ogarnąć się w nowej rzeczywistości, ale też żeby odbudować się fizycznie. Nogi dalej mam ciężkie i nabite, mimo tygodniowej przerwy. Ciekaw jestem jak to będzie wyglądało po kolejnym tygodniu. Staram się trochę przyspieszyć ten proces poprzez wizyty na basenie i na saunie, rozciąganie i rolowanie. Rozciąganie jest tu szczególnie ważne, jestem dramatycznie pościągany. Na szczęście nie gonią mnie żadne terminy, w razie potrzeby mogę wydłużyć roztrenowanie.

W naszym życiu zawitał Czarek.

Mentalnie dużo szybciej dochodzę do siebie. Zdarzyły się w tym sezonie okresy, szczególnie w jego drugiej części, kiedy trudno było mi utrzymać koncentrację i motywację do biegania. Ogrom włożonego wysiłku, ciężkie treningi, a z czasem coraz bardziej wątpiłem czy przyniesie to efekt. Skończyło się jednak dobrze, start docelowy poszedł wręcz idealnie. Świetny wynik, świetny czas, ale zadowolony też jestem ze swojej postawy w czasie biegu. Mocno, z całego serca chciałem walczyć, siegnąłem po naprawdę głębokie rezerwy, a kryzysy dusiłem w zarodku. W poprzednich startach mi tego brakowało i było powodem większego nawet rozczarowania niż same czasy i miejsca. Szkoda tylko, że trasa biegu nie była atestowana i nie mogę oficjalnie zapisać sobie tego jako życiówki na 5km. Ale nic straconego, w następnym sezonie i tak zamiarzam biegać jeszcze szybciej.

Po tym starcie niosła mnie euforia i chciałem zaliczyć jeszcze kilka startów, żeby zdyskontować wysoką formę. Oznaczało to kilka mocnych treningów, które wykonywałem z wyraźnym trudem. Zmęczenie robiło jednak swoje. Pozwoliłem też sobie pograć trochę w piłkę, co choć przyjemne, to podbijało zmęczenie i lekko degradowało biegową formę. Problem był też taki, że nie za bardzo miałem gdzie wystartować. Ostatecznie, wybrałem szybkie, atestowane 10km w Lozannie przy okazji maratonu w ostatni weekend października. Trener nie był zachwycony, bo nie trenowaliśmy pod 10km, ale ja podchodziłem do tego na luzie i byłem ciekawy ile wycisnę.

Na 2 tygodnie przed tym startem zrobiłem trening, który jeszcze rok, dwa temu uznałbym za kosmiczny. 10x1km po 3:15 na przerwie 90s. No kosmos. Szczególnie, że do treningu przystępowałem z fatalnym samopoczuciem, fizycznym i mentalnym. Nogi i głowa pełne ołowiu. Nawet na rozgrzewce ledwie powłóczyłem nogami, na więcej nie mogłem się zmusić. Potem przełączyłem się w tryb automatu, co 200m zerkałem na zegarek i trzymałem równe tempo. Przerwy były na tyle krótkie, że nie miałem czasu się nad niczym zastanawiać, walczyłem tylko o uspokojenie oddechu. Wyszło idealnie, równo po 3:15, dziesięć razy.

Ten trening dał mi olbrzymiego motywacyjnego kopa, po czymś takim nic nie mogło mnie zniszczyć. Kilka dni później miałem zaplanowany kolejny mocny trening, 5x1km po 3:05. Okazało się jednak, że Czarek zaplanował sobie dosłownie wyskoczyć do nas w odwiedziny, a co więcej został z nami na stałe 🙂 Trening poszedł więc w odstawkę, zupełnie nie miałem do tego głowy. Kilka razy zagrałem w piłkę i z marszu pocisnąłem te 10km. Bez spiny i bez większych oczekiwań, ot żeby zamknąć sezon.

Początek biegu, w grupie mocnych biegaczy. Wszyscy ze zdjęcia ukończyli za mną 😉

Już po 3km biegu miałem ochotę zejść z trasy. Grupa której chciałem trzymać mi uciekała, a ja nie byłem fizycznie ani mentalnie zdolny żeby się jej trzymać. W końcu odpuściłem, znalazłem sobie komfortowe tempo i nim biegłem. Po 3km na zegarku widniało 9:45, po 5km 16:30. Zakładałem, że będę w stanie złamać 33min i choć czas na półmetku się zgadzał, to czułem jak z każdym kilometrem spada mi tempo. W pewnym momencie wyliczyłem, że na metę wpadnę z czasem ok. 33:30, co jeszcze bardziej odebrało mi ochotę do dalszej walki. Ot biegłem czekając na koniec. Zerkałem czasem na zegarek, ale jakoś słabo szło mi liczenie i nie do końca wiedziałem gdzie jestem z tempem. Dopiero na ostatnim km wyraźnie przyspieszyłem, zrobiłem go równo w 3 min. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na 100m przed metą zobaczyłem na zegarku czas 32:30. Jeszcze przyspieszyłem i wpadłem na metę z czasem 32:49.

[activity id=1932130770 markers=true] 

Ciekawe są wnioski z tego biegu. Czas oczywiście bardzo dobry, 2.5 roku temu zrobiłem 10km w 36:13. Szalony progres, tym bardziej że trenowałem pod 5km i że dłuższe biegi mi nie leżą. Z drugiej strony kalkulatory tempa przewidują dla mnie czas na 10km poniżej 32min. Osiągnięty wynik odzwierciedla więc moje ogólnie dobre wytrenowanie oraz nieoptymalną dyspozycję dnia. Lubię kiedy rzeczywistość układa się zgodnie z zasadami i daje się rozsądnie wytłumaczyć.

Indywidualnie zająłem równo 30. miejsce, co pokazuje poziom tego biegu. Podium pobiegło poniżej 30min, pierwsza 10 poniżej 31min. Kosmos. Z biegowymi kolegami zgłosiliśmy drużynę i wygraliśmy klasyfikację drużynową! Liczyło się 5 najlepszych wyników każdej drużyny, a my nabiegaliśmy 30:10, 32:49, 32:57, 33:23, 33:42 i 35:32. 13 minut przewagi nad drugą drużyną. Dobrze mieć szybkich kolegów 🙂 

Zamykam więc sezon ze świetnym wynikiem na 5km i solidną, nieplanowaną życiówką na 10km. Nigdy nie byłem w wyższej formie niż obecnie. Trudy sezonu i ciężka praca zostały nagrodzone, dzięki czemu mam czystą głowę i szybko regeneruję się mentalnie. Ostrzę sobie wręcz zęby na następny sezon, choć wiem że będzie jeszcze trudniej. Już samo wejście na wyższy poziom będzie trudne, a do tego dwójka dzieci do ogarnięcia i inne życiowe zawirowania. Będzie wesoło.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *