Ostatni rok*
Ostatni rok był, delikatnie rzecz ujmując, niejednoznaczny. Równo rok temu obiecałem że będę mocny, no i byłem. Przede wszystkim wykręciłem 3:56,53 na 1500m, ale też dołożyłem życiówki na 3000m (8:57) i 5000m (15:14), czyli poprawiłem wszystkie dystanse do których trenuję i to przy niewielkiej liczbie startów. Dołożyłem do tego trzy medale Akademickich Mistrzostw Polski w typie uczelni technicznych: brąz na 800m i 1500m oraz srebro w przełajach. Najśmieszniejszy jest medal na 800m, nabiegany w porannej sesji, na kacuchu i w ulewie, a i tak pokonałem część startujących w dobrych warunkach podczas wieczornej sesji. Ech te ampy :). Otarłem się też o medal drużynowy na Mistrzostwach Polski w biegach przełajowych.
Obiektywnie należałoby więc otworzyć szampana i ogłosić sukces. Problem w tym, że wszystko co dobre, wydarzyło się w pierwszej połowie roku. W lipcu zaczęła się już katastrofa objawiająca się częstymi i długotrwałymi przeziębieniami, które uniemożliwiły mi jakościowy trening. Do przeziębień należy dodać kilka nietrafionych decyzji, niedostateczne skupienie na celu i chyba też trochę zwykłego pecha (choć piszę to z niechęcią, bo nie chcę zdejmować z siebie odpowiedzialności). Miałem wszystko żeby z MP w biegach przełajowych wrócić z medalem drużynowym, a jednak wróciłem z ogromnym rozczarowaniem, piszę o tym tutaj.
Niełatwo więc podsumować taki rok, ale jednak ostatecznie uznaję go za udany, głównie dlatego że minimalne cele zostały osiągnięte (złamanie 4min na 1500m, medale AMP, poprawa życiówki na 5000m). Z kolei trudności i niepowodzenia wywołały we mnie ogromną chęć odegrania się. Moja motywacja do treningu i do zbudowania formy chyba jeszcze nigdy nie była tak mocna, tak wyraźna. Przeszłości nie cofnę, cieszy mnie zatem że udaje mi się przekształcić frustrację w treningowe paliwo.
Ten wpis zwyczajowo miał podsumować miniony rok i nakreślić założenia na nadchodzący, a jednak publikowany jest z dużym opóźnieniem. Nie wynika to z prokrastynacji, raczej dawałem sobie czas żeby upewnić się że chcę napisać to co początkowo planowałem. Otóż tytuł wpisu nie jest przypadkowy, miał być zgrabną grą słów, która miała zapowiedzieć ostatni rok biegany na wysokim poziomie. Już wiele razy chciałem skończyć z bieganiem, głównie gdy było mi źle i zawsze tłumaczyłem sobie że takiej relacji nie powinienem kończyć pod wpływem chwilowego dołka. Podświadomie czuję że intensywny trening nie ma sensu i przejście na rekreację jest jedynym słusznym wyborem. Od pewnego czasu funkcjonuję na granicy wytrzymałości biorąc pod uwagę zaangażowanie w dzieci, pracę i trening. Przeziębienia nie biorą się znikąd, zwykle następują po okresach intensywnego wysiłku gdy napięty już grafik zaburzony jest przez jakiś dodatkowy czynnik. Czasami naprawdę niewiele trzeba – kilku gorzej przespanych nocy, funkcjonowania na wyższym poziomie stresu, dzieci z katarkiem.
W tym miejscu planowałem więc złożyć deklarację że to ma być mój ostatni biegowy rok. Ale im dłużej myślę, tym bardziej nie wiem. Dlatego stawiam przy tytule gwiazdkę i zobaczę jak będzie. Jeżeli przekonam się do mojej diagnozy że intensywne bieganie nie ma sensu to z tym skończę i jeszcze będę się mądrzył że proces odchodzenia od biegania zaplanowałem z dużym wyprzedzeniem. A jeżeli jednak zdecyduję kontynuować to będę kontynuował i pozdro. Mój blog, moje bieganie, moja sprawa.